Borków powoli zamarza.

Nie trudno się domyślić, że pojechałam zobaczyć, czy przygotowanie sterty naciętych wierzbowych konarów i gałązek miało jakiś wpływ na zachowanie bobrów. Oczywiście nie miało ;-) 

Kolejna wierzba - ogromna ! - leżała, niemal niszcząc mostek, do tego został nadjedzony płot od strony rzeczki. No w sumie to byłam na to przygotowana, chociaż nie ukrywam, że przez dobrą chwilę miałam ochotę po prostu zostawić to wszystko...

Bałagan nad mostkiem, w strumieniu, wokół skarpy był makabryczny. Mogłam to zostawić bobrom do wykończenia, ale wolałam posprzątać sama. Nie bylo to proste bo ta wierzba to był kolos, a byla jedynie powalona. Cała korona jeszcze nieobrobiona. Piłę łańcuchową trzymam w zimie w piwnicy w stołecznym domu, mogłam jedynie uporać się z tym drzewem przy pomocy piły ręcznej. Poszło w 2 godziny. Wierzba to bardzo kruche drewno. Bobry mają kolejną stertę u siebie, u mnie staw czysty i łysy :-(

Ale i tak jest ładnie :-) A ten konar po prawej stronie to jest tylko pień wstawiony przeze mnie do wody, bo był za ciężki do transportu przez to błoto wokół.

Ważne dla mnie jest to, że nadal inne drzewa nienaruszone. Brzozy stoją, a te pieńki muszę wkrótce usunąć. Całkiem się rozpadły.

Grabowy zakątek bez zmian.

Widoczki generalnie takie jak lubię, a woda mi nie przeszkadza. Przywykłam. Jeszcze nie było chyba roku przez te 10 lat, by staw nie wylał na te łączki. Tak, tak, 5 marca bedzie równo 10 lat od kiedy mam Borków.


Jeszcze spojrzenie zza płota ;-)

Udanego weekendu Wszystkim :-)



Komentarze

  1. Dodam w trybie autokomentarza - ja będę te 'wzloty i upadki' przeżywać jeszcze pewnie długo. Każda ogrodowa strata boli. Niemal fizycznie. Wczoraj aż brakowalo mi tchu, dosłownie. Miałam nawet taki moment, kiedy wydawało się, że nie dam rady i zostanę w tym ogrodzie na zawsze. Jak mój lis. Uważam, że to by bylo nawet cudnie. No ale nie wyszlo ;-) Za silna jestem, za bardzo kocham życie i jego wyzwania.
    Tak czy inaczej uprzedzam - to nie będzie wesoły blog przez jakiś czas. Czeka mnie bardzo trudny czas i nie wiem ani jak, ani kiedy to się skończy. Będę dokumentować bez ukrywania rzeczywistości, tak jak dotąd. Jedno jest dla mnie pewne - nie zamierzam się poddać. Pytanie tylko, czy mnie 'szlag nie trafi' ;-)))))

    OdpowiedzUsuń
  2. I kolejny autokomentarz ;-) Wyczytałam, że pędy wierzby czerwonej, Salix purpurea zawierają kwas salicylowy, co powoduje, że są gorzkie i nie są zjadane przez zwierzęta. Mam dwa okazałe krzewy tuż nad stawem, pięknie wyglądają zima. Bobry mają je po drodze do wierzb białych (pospolitych), tych wyciętych już w pień. Jak dotąd nie ruszyły czerwonych. Może to jeden z gatunków do sadzenia nad stawem w 'nowym Borkowie' ? ;-)))))

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty