Porządki, porządki ...
a końca nie widać ;-)
Myślałam, że dzisiaj symbolicznie zamknę Borków i uznam sezon 2025 za zakończony. Nic z tego. Wprawdzie udało mi się 'ogarnąć' frontową część, posadzić wszystkie cebule, wygrabić pół ogrodu, ale ta druga połowa nadal sypie i grabienia jeszcze na kilka wizyt. Ale póki nie pada, grabić mogę nawet w zimnie. A grabienie dla trawników to jednak jak najlepsze ćwiczenie. Wyczesuję masę 'podszerstka' (tak nazywała się ta kudłata część psiej sierści, którą właśnie trzeba było wyczesać, by futro było ładne) i dzięki temu trawniki oddychają i wyglądają od razu jak nowe.
No to frontowe widoczki po dzsiejszej czystce. Wyjątkowo w tym roku wycięłam wszystkie suche badyle bylinowe. Nie wyglądały dobrze, a do tego widać nowe życie - pierwiosnki, bodziszki, modrzewnice.
Dla mnie są to widoki bajeczne, bo widzę ile tu zapowiedzi cudnej wiosny. Ale też kolorystycznie to niemal impresjonizm ;-)
Teraz tydzień przerwy. Praca, spotkanie z synem :-), święto w czasie którego nie da się ruszyć z domu, chirurg (usunięcie nowotworu innego ;-)))))
Byle do następnego czwartku.
Ale świętujmy pięknie biało-czerwono, bo jednak to wielka sprawa, że możemy. Jestem po obejrzeniu serialu o latach powojennych w Australii. Ograniczenia wolności tamtych czasów, dzisiaj wydają się wręcz abstrakcją, a przecież ile ofiar pochłonęła ta walka, by dzisiaj był tak, jak jest w kazdym wymiarze.












Komentarze
Prześlij komentarz