Nie piszę...

Mijają dni, dzieje się wszędzie sporo, bo przecież życie toczy się dalej niezależnie od naszych wewnętrznych zmagań.

Ale nie piszę.

By pisać cokolwiek - każdy chyba, ale ja napewno, potrzebuję ogarnąć tu i teraz, znaleźć sposób, by rzeczywistość mnie motywowała, a nie przerażała. Czasem jest tak, że jedno malutkie zdarzenie burzy równowagę i zaczyna się zmaganie z każdą godziną.    

A przecież wszystko jest w porządku. Tylko ten porządek jakiś nie mój.

Dzisiaj dotarło do mnie dlaczego.

Równo rok minął, jak odnalazłam mojego syna, co niestety było początkiem koszmaru. Kto czyta, to wie.

Dzisiaj jest pięknie. Mój ukochany syn jest zdrowy, silny, pracuje, wkrótce zaczyna podyplomowe studia, ma znowu cudne, własne życie. 

Tyko ten strach pozostał. I wraca. No wraca we wrześniu, bo to był ten czas.

To tylko przypomnę, kto był moją podporą, moim ratunkiem w tamte dni.

Souly. 

 

Dzisiaj powinnam tylko być szczęśliwa. I jestem.

Dziękuję Wszystkim za pomoc wtedy. Wiele osób dało mi siłę, by było, tak jest! 

Komentarze

Popularne posty