Niedziela i poniedziałek.
Jak dla mnie to bardzo nietypowy pobyt w Borkowie. Nie lubię niedziel na wsi. Zbyt dużo obecności na działkach, hałas, niewiele można zrobić, bo to jednak dzień świąteczny.
Tym razem było inaczej. Cisza, nikogo wokół, a ja miałam w planie małe majsterkowanie przy wykończeniu nowej furteczki. Trochę wiercenia, trochę piłowania, ale to są prace raczej hobbystyczne i nikt nie ma za złe. Co innego koszenie!
Przywiozłam elementy do montażu furtki - jak zwykle pasowe zawiasy i wszystko co potrzeba do ich zamontowania. Wszystkie moje furtki i brama główna są zamocowane na takich zawiasach i od wielu już lat, sprawdzają się niezawodnie. Do tego są dekoracyjne! Zanim jednak mogłam się nacieszyć tymi walorami, musiałam wiele razy zmienić montaż elementów drewnianych, tak by furtka działała ;-)
No i mam to! Dodam, że uroda tutaj jest dość specyficzna i trzeba lubić taki styl, lubić to co stare i bardzo proste. Cały Borków jest właśnie taki.
A tu element dodatkowy, czyli moje rozwiązanie na zamykanie furtki. Kółka i cudna ciężka kłóda. Nie musiała być taka, ale po prostu urzekła mnie urodą, pasującą do tych moich siermiężnych konstrukcji. Deski zastosowane w kosntrukcji, to wszystko stare kawałki z odzysku. Nowe drewno byłoby estetycznym zgrzytem ;-)
W poniedziałek rano mogłam spokojnie wyjechać kosiarką nr 1 na chaszcze za płotem i wszystko wykosić.
Prace w poniedziałek to dalsza walka z chaszczami, koszenie, wycinanie. Niestety, powoli zaczyna się czas, gdy uroda lata odchodzi i trzeba ciąć, porządkować, by jeszcze trochę nacieszyć się ładnym ogrodem.
Jeszcze nie jest źle. Jeżówki dają radę,
rudbekie też
rozplenice wyjątkowo obiecujące ;-)
tawuły japońskie nadal kwitną, a to co przekwitło przypomina, że jesień za progiem.
zawilec w krwiściągu ;-) Kiedyś były tu malutkie sadzonki krwiściąga i zawilca. Teraz gąszcz i na wiosnę tego zawilca musze przeprowadzić w lepsze dla niego miejsce.
Ta trawa to proso rózgowate, chyba najbardziej sprawdzona trawa u mnie. Teraz 'goni' ją trzcinnik, który też doskonale się sprawdził. Nie jestem pewna nazwy tej tawuły, kwitnie póżniej niż inne, no i ten kolor! Muszę mieć jej więcej. Żurawka Kassandra pod krwawnicą, obok malutkiego klona, który wymarzał i odrastał, ale przetrwał.
Dwa ostatnie zdjęcia to takie zdjęcia bo mi żal, że już jadę, a przecież będę tu za dwa dni znowu. Ta moja peregrynacja pomiędzy miejscami, które kocham wbrew pozorom ma ogromny sens. Nigdy nie ma czasu na zmęczenie miejscem, zawsze jest oczekwianie, by znowu być to tu, to tam.
Na koniec dodam, że pisząc bloga jestem o wiele bardziej usatysfakcjonowana i ogrodem, i internetem, niż kiedy byłam tylko na Instagramie. Mam wrażenie, że IG może być źródłem bardzo niemiłych wrażeń, prowadzących wręcz do depresji. Ciągłe oglądanie 'doskonałych' obrazów, czytanie super success stories musi prowadzić do zwątpienia, dl;aczego ja tak nie mam.
To nie jest mój problem. Mam co mam i jestem happy, ale czy każdy potrafi określić te granice dla siebie?
Komentarze
Prześlij komentarz