Była ulewa i był upał!
ŻYCIE MI SIĘ NORMALIZUJE!
Dwa dni w Borkowie, żadnych pilnych spraw, krótkie spotkanie z synem, no bajka. Do tego mruczenie lodówki i zimna woda/cola to jest jednak komfort. No piszę jak jakiś osobnik z innej epoki, ale jednak 10 lat spędziłam w Borkowie bez takich luksusów, to poczułam róznicę.
Wykorzystałam te dwa dni bardzo owocnie. W środę kolejne cięcia, tym razem bobrowe wierzby nad stawem. Nazywam je bobrowe, bo po ścięciu drzew dwa lata wstecz, teraz mam trzy pnie odrastające w wszystkich możliwych kierunkach i muszę to ciąć regularnie, żeby mnie nie zarosło totalnie.
Taki widok po cięciu. Widać nie tylko staw, ale i skarpę z całym jej roślinnym buszem.
Radość z tego deszczu wielka, tylko zbyt krótko padało, zbyt intensywnie, ziemia nawet nie zdążyła nasiąknąć.
Ale wieczór po deszczu był jednak miły.
Na razie jak widać, to jeszcze gąszcz trawiasto-bylinowy z tojeścią orzęsioną w roli głównej. To ta brązowa. Suszę też niestet widać. Za to kancik bez zarzutu, czyż nie?
Na koniec dla odmiany nie widoczki ogólne, tylko kwiatowe!
Pierwsze lilie, ostatnie łubiny, jakiś zabłąkany kosaciec i ślaz piżmowy.
Nie kosiłam. Trawniki i tak jak suchy step. Bo dzisiaj to już wredny upał.
Komentarze
Prześlij komentarz