Raport nr 6.
Dzisiejszy raport zatytułowałam tylko Raport nr 6, nie dzienny, bowiem od dzisiaj będę już pisać tyko co parę dni. Nie dlatego, że nie mam czasu ;-) lub wszystko jest wspaniale. Powód jest inny. Zaczynamy bardzo żmudny (nudny?) proces już nie o życie, tylko życie w pełni normalne.
Ostatni tydzień to była zacięta walka. W sobotę równo tydzień temu stanęłam przed ścianą, przez którą nie miałam jak się przebić. Dzięki Wam jestem po drugiej stronie i krok po kroku idziemy ku odzyskaniau Miro.
To są jeszcze nadal dni w szpitalu - nie wiem ile.
To jest rehabilitacja.
To jest praca specjalistów (głównie neurologów) by Miro był sobą again. Nadal nie ma takiej możliwości, by syn wrócił do kraju. Nie dałby rady tej podróży.
Drodzy Moi, ja się rozliczę z każdej otrzymanej złotówki, każdy przelew do Laosu będzie tutaj udokumentowany, nadal jeszcze potrzebuję Waszej pomocy.
Dam znać niezwłocznie jak zacznę dawać radę finansowo sama z tymi kosztami.
Krysiu, trzymam kciuki, będzie dobrze, bo jest coraz lepiej.
OdpowiedzUsuńDziękuję. Tak, jest lepiej. Miro jest nadal bardzo słaby. Bardzo smutny.
UsuńMinie i to, trzeba czasu. Post udostępniłam na FB, może kolejne osoby pomogą.
OdpowiedzUsuńDziękuję. Tak trudno o cierpliwość, chciałoby się widzieć syna z powrotem w tej jego wspaniałej formie, a to jednak potrwa długo :-(
UsuńWiem, wiem...jak człowiek choruje, to wszystko trudne i liczy się ciągle czas.
UsuńPoza tym, on jest daleko, nie mam jak pomagać sama, jestem klębek nerwów.
Usuń