Dawno mnie tu nie było ;-)
Prawie tydzień przerwy w zapiskach! Nawet nie wiem, kiedy ten czas minął. Za mną morderczy tydzień w pracy, nieudana wizyta w Borkowie w czwartek - o tym za chwilę, potem afrykańskie temperatury... Łatwo nie było i nadal nieco trudno z powodu temperatur.
Zacznę od końca, bo ten akurat jest fajny. A ten koniec to dzisiejsze porządki w ogniskowym zakątku. Wczoraj, kiedy sobie przeczekiwałam upał w cieniu moich olsz przy niedawno wykonanym zestawie meblowym ;-) dotarło do mnie, że powinnam przemieścić 'leżaczek' spod ganku tutaj, gdzie w sumie powstało miejsce czysto wypoczynkowe. U mnie od pomysłu do realizacji zwykle droga krótka i w chwilę potem targałam ten drewniany sprzęt w nowe miejsce. Leżaczek nie jest właściwym określeniem dla tej konstrukcji, gdyż jak wszystkie moje konstrukcje, to surowe drewno, legary i dechy. Dotargałam, potem przestawiałam ławy, poprawiałam, łatałam trawnik po zmianach.... No roboty było!
I jest tak
Miałam kosić. W niedzielę nie tylko upał, ale też lokalne zwyczaje na koszenie i warkot maszyn raczej nie pozwalają. Dzisiaj od rana za mokro, potem trochę popadało, a potem znowu zrobiła się Afryka. Poza tym po przemeblowaniu ogniskowego zakątka, to ja już nie miałam zdrowia na nic :-(
A ogród po czwartkowej ulewie nadal bardzo mokry i bujny. W czwartek pojechałam do tartaku, by rozliczyć się z desek, ale trafiłam do Garwolina ;-) Coś mi się pomyliło ze zjazdami.Jak dotarłam do Borkowa zaczęło padać. Zdecydowałam wracać do stolicy i niestety po drodze dopadło mnie oberwanie chmury. Półtorej godziny jazdy praktycznie w wodzie. Dotarłam pół żywa ze stresu.
Ale za to wszystko odżyło i bardzo jest znowu inaczej.
A staw bez zmian
Czekam jednak na zmianę klimatu ;-)
Komentarze
Prześlij komentarz