Były bobry, nie ma bobrów ;-)
Jechałam dzisiaj mocno zestresowana, czy aby bobry nie narobiły szkód. Z daleka wypatrywałam moich brzóz, olsz, grabów, klona, dębów, czeremch, no nasadziłam jednak tych drzew sporo i nie wiem, co bym zrobiła, gdyby któregoś zabrakło. Opatrzność czuwa, drzewa stoją i rosną w coraz to piękniejszych kolorach października.
Po inspekcji wszelkich zakamarków zabrałam się za moją ulubioną pracę ogrodową, czyli koszenie ;-) Mam wrażenie, że to może być ostatnie koszenie, albo na pewno przedostatnie. Trawa już prawie nie rośnie, te lodowate noce zatrzymały chyba całkiem wegetację, ogród niezmienny i gdyby nie coraz więcej liści na ziemi niż na drzewach, byłby cały czas taki sam.
Taki sam, czy nie, ale przecież jakże malowniczy :-)
Jak u wszystkich marcinki i róże niezmordowane.
Ukochane berberysy na obu rabatach, starej i tegorocznej, kolorowe jak z bajki
Nawet Imperata cudna, a nigdy dotąd jakoś mi nie rosła.
Żółwik i fiołki pięknie rosną
A ptaszek siedzi na bramie i może straszy bobry ;-)))))
Przepiękne jesienne kolory podświetlone słońcem, z patyną minionych miesięcy; tak jak ta bańka na mleko z naleciałością czasu. Urokliwe miejsce!
OdpowiedzUsuńOj! Jak mi dobrze z tym zachwytem ;-))) Dziękuję, jutro demolka nadrzeczna i bardzo się stresuję. Dzisiaj nic nie mogłam zrobić, łaziłam po ogrodzie, jakoś opadłam z sił, czy co?
Usuń