Sierpniowe rabaty i rozważania lisa nad pustą miską ;-)

Trzy dni w głuszy już tylko w towarzystwie lisa, albo raczej lisicy. Już wiem, że to Panna Lisica. Dni spędzone na porządkowaniu rabat, chaszczy, wielu żmudnych pracach ogrodowych, bez których to raczej ogrodu nie ma. A u mnie, gdzie łąka czyha za płotem, by zawładnąć terenem, to dopiero jest rywalizacja. Nazywam ten mój ogród 'łąkowym' i jest to moja nazwa, nie ma takiej w terminologii ogrodnictwa. Może powinnam opatentować ;-)))  Oznacza to tworzenie ogrodu we współpracy z naturą, z wykorzystaniem wszystkiego, co łąka daje, ale pod moją kontrolą. To trudny proces. Wymaga najpierw wiedzy o roślinach dziko rosnących, potem znalezienia metody, by wykorzystać maksymalnie to, co natura daje ale z zachowaniem proporcji, równowagi. Nie mam mieć łąki, mam mieć ogród z regularnymi rabatami, w oprawie łąkowych kwiatów i samej łąki. To jest - jak ja to nazywam - ręczna robota. Kosą czy kosiarką się nie da. Na kolana, nożyce, łopatka i tworzymy nową kolorową rzeczywistość.

No tak to wygląda na dzisiaj!













 

Nawłocie, chmiel, trawy bagiennej łąki, krwawnice, sadźce to prezenty od natury. Zagospodarowane po mojemu, wystrzyżone, poprzesadzane, okopane, aż będą tam, gdzie mają być. Założenie ogrodu na przeoranej łące z nawiezionymi tonami ziemi to pikuś w porównaniu do mojej ogrodowej drogi. Tak uważam. Może jestem w błędzie, ale jedno wiem, drugiego takiego ogrodu na pewno nie ma ;-))))

A żeby nie było tak poważnie to na zakończenie fotki lisicy znad michy.

Pusta ta micha :-(


 Chyba wreszcie coś tam jest ?

No, będzie kolacja!


Podano kawałki rosołowe z kury :-)))

Komentarze

  1. Zawsze patrzę na rudbekie "złote kule" z nostalgią - przypomina mi się dzieciństwo i ogród moich rodziców; bardzo je lubię.
    Piękna jest ta przyjaźń z lisicą. I tak ładnie ewoluowała małymi kroczkami :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba te małe kroczki są kluczowe. Nie próbowałam nawet za bardzo, zwierzę zdecydowało samo, no i pokusa na jedzonko ;-)
      Tak, te rudbekie też znam od dziecka. Ogród przy domu był nimi wypełniony. Tata uprawiał ogród, do dzisiaj - a było to ponad pół wieku temu, kiedy wyprowadziliśmy się z tamtego domu - pamiętam niemal każdy szczegół. Długo szukałam tego kwiatu, aż znajoma działkowiczka dała mi sadzonki. Rosną u mnie wspaniale, stale je rozmnażam, łatwo się przyjmują i nie giną, jak inne rudbekie. W ubiegłym tygodniu posadziłam jednak kilka krzaczków niskich rudbekii, może te zostaną na dłużej.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty