Podjazd pod wiejską bramą - historia


Tak jak wspomniałam ostatnio postanowiłam opisać moje perypetie z podjazdem pod bramę w Borkowie. Niby banalna sprawa, a jednak jakieś rozwiązanie w sytuacji, gdy nasza działka nie jest przy np. asfaltowej drodze, tylko tak jak moja, wśród pól i bezdroży musi być.

Kompletny brak doświadczenia w kwestiach drogowych ;-) spowodował, że błąd gonił błąd, a ja niejednokrotnie nie miałam jak do działki dojechać.

Pierwszy pomysł - bardzo słuszny do dzisiaj - był taki, by przy stawianiu ogrodzenia wydzielić pas ziemi z działki na podjazd samochodów, mojego i samochodów dostawczych. Pierwsze podejście wyglądało tak










Żwiru zabrakło na całość wykorytowanego podjazdu, ale wymyśliłam, że tam może być po prostu rabata. Nie wzięłam tylko pod uwagę, że tu właśnie spływa woda z pól i już po tygodniu, zamiast miejsca na rabatkę, był mały stawik. Do tego żwir przywieziony przez wykonawcę okazał się być kompletnie niewłaściwy.  

I tak zamiast podjazdu miałam bajoro i pułapkę na samochody. Wjechanie na ten żwir oznaczało brak możliwości wyjazdu. Ale tego nie wiedziałam od razu. Przy pomocy sąsiada uzupełniliśmy podjazd do końca i jakiś czas wyglądało, że jest dobrze.



Wyglądało to nieźle, ale tylko do czasu, póki skrzyp błotny nie pokazał co potrafi.



Próbowałam to czyścić, spędzając długie godziny na wyrywaniu skrzypu, co jak wiadomo jest równie skuteczne, jak walka z wiatrakami. Potem przyszły dziki i w kolejnym roku zamiast podjazdu był przeorany grunt z dziurami uniemożliwiającymi dojazd do działki. Mój samochód widać daleko w tle, resztę drogi pokonywałam per pedes.



Wiadomo było, że czas coś z tym zrobić. Zamówiłam kolejne roboty drogowe, obejmujące wyrównanie terenu przed działką i na drodze gruntowej oraz wysypanie tego gruzem ceglanym do utwardzenia. 

Czy ja wiedziałam co ja robię ? 

No jak zobaczyłam efekty pracy wioskowego drogowca, popadłam w czarno-czerwoną rozpacz.  

To wyglądało tak



Niestety zamiast drobnego gruzu ceglanego miałam wysypisko cegły rozbiórkowej z wszelkim możliwym śmieciem budowlanym. Zażądałam wyczyszczenia tego śmietnika, porządnego zniwelowania i utwardzenia, tak by przygotować teren pod ładny kamień.

Szukanie kamienia identycznego z tym co na ścieżkach trochę trwało, objeździłam chyba wszystkie zakłady kamieniarskie w województwie, ale się udało.  Syn wsparł mnie finansowo, bo ten kamień to kolejne tysiące niemal dosłownie wyrzucone w błoto, ale efekt wart był każdej złotówki.


Nie było łatwo, bo dostarczony kamień musiałam rozprowadzić sama. Znalezienie kogoś do roboty zakończyło się fiaskiem.




Ten typ kamienia na początku jest różowy ;-)




 Po deszczu i w słońcu bieleje.




I tak już jest od paru lat. Oczywiście że chwasty są, ale jest ich niewiele, dziki nie ryja, bo utwardzona cegła i kamień odstraszają je kompletnie, samochody nawet takie wielkie z tartaku jeżdżą bez problemu, a mnie cieszy jakiś tam wizualny ład widoczny nawet z satelity ;-)









Komentarze

  1. Podziwiam niezmiernie! U Ciebie nie tylko każdy skrawek ogrodu, ale nawet otoczenie naznaczone jest wielką determinacją. A to miejsce, niezależnie od niuansów pogodowych, robi się coraz bardziej nietypowe i piękne. Tylko nim się cieszyć :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Determinacja niemal desperacja ;-) To cała ja, aż czasem sama się dziwię, ale tak już mam. Łatwo z tym nie jest, ale czasem też mam satysfakcję, jak jednak wreszcie coś mi się uda.
      Bardzo dziękuję za określenie Borkowa jako miejsce nietypowe. To wielki komplement! Jak mówią mieszkańcy wioski - drugiej takiej działki nie ma nigdzie;-) Tak, cieszę się tym miejscem wprost niewyobrażalnie.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty